13-12-2007, 22:36
Kilka lat temu miałam wychowawstwo w 8 klasie, obecnie te łobuzy kończą studia, ale w podstawówce dawali nam bardzo popalić. Pamiętam jak dziś, nie byłam wtedy jeszcze mężatką, a mój przyszły mąż dość często odbierał mnie z pracy, bądź brał udział w imprezach organizowanych na terenie mojej szkoły. Kiedyś przyjechał po mnie na Festyn Rodzinny, stał grzecznie przy boisku i się przyglądał imprezie. Chłopcy z mojej 8d zauważyli, że czasem poświęcam mu trochę czasu. Podeszli do mnie grupką, chyba 8-osobową i najmniejszy z nich - Grzesiek, obecnie kończący seminarium - zapytał: "Kto to jest?" pokazując na mojego przyszłego męża. Wytłumaczyłam więc spragnionej wiedzy młodzieży, a w zamian usłyszałam taką oto odpowiedź: "Widzi pani ten płot?" - tu nastąpiło mi pokazanie całej długości szkolnego ogrodzenia. Skinęłam, że widzę. Po czym usłyszałam: "Tu pani jest nasza, tylko nasza. Co się dzieje za tym płotem to nas nie obchodzi, ale tu ...." I pogrożono mi paluchem, żebym lepiej zapamiętała.
Panie, udziel mi cichej wytrwałości fal...