Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Recenzje Plyt.
#1
U2 - No Line On The Horizon

[Obrazek: dc3a4afb.jpg]





Brian Eno: - Słuchajcie chłopaki robimy burzę mózgów! Co zaskakującego moglibyśmy nagrać na ten krążek. Takiego wiecie... Mam już nawet gotowe hasło promujące płytę – „U2 jakiego jeszcze nie słyszeliście!” Larry??>

Larry Mullen Jr. – Ja to nie wiem, mi jest wszystko jedno. Zresztą ja tu tylko bębnię.

Eno: Adam?

Adam Clayton – Mnie się marzy kawałek funky, ale taki nowoczesny, kosmiczne brzmienie, dobry przesterowany bass itd. coś w stylu płyty „Pop” ale bardziej pojechane.

Daniel Lanois – Przypominam ci Adamie, że płytę „Pop” krytyka uważa za najsłabszą w waszej dyskografii a fani jej po prostu nie lubią.

Adam – Ej! Ja tu też mam coś do powiedzenia – chcę mieć jeden taki kawałek i już, reszta mnie nie interesuje. Zresztą wymyśliłem już sobie taką partię (gra partię bassu z „Get On Your Boots”)

Lanois – Bono co o tym myślisz?

Bono – Spoko, jeden kawałek w tym stylu może być. Rzucimy go na singiel, niech ludzie pomyślą, że U2 nagrało kolejny wizjonerski i nowatorski album, będzie nawet pasował do tego hasła Briana, a tym czasem my...

The Edge – Nagramy album, który określiłbym jako „Klasyczne U2” albo „U2 powrót do przeszłości”

Bono – Otóż to! Wymyśliliśmy to z Edge’m już wcześniej.

Eno – No dobra ale czy dacie radę napisać takie kompozycje jak kiedyś?

The Edge – Bułka z masłem.

Lanois – Ale co konkretnie macie na myśli?

The Edge – Wyprodukujecie nam album w stylu „The Unforgettable Fire”

Bono – I „Achtung Baby”!

The Edge – Też może być. Ale bez przesady, bardziej lata 80-te.

Eno – Ok. Ale miało być zaskakująco.

Bono – To się da jakieś zaskakujące wstawki, motywy czy instrumenty.

Lanois – Na przykład?

Bono – Hmm... najbardziej nie pasujący instrument w muzyce U2... niech pomyślę...

Adam – Trąbki, dęciaki....

Bono – O właśnie, świetny pomysł!!

Adam – Ale ja żartowałem!

Bono – To nie żartuj sobie ze mnie więcej! Jedna piosenka z trąbkami! I dużo klawiszy!

Eno – Klawiszy??!

Bono – Tak. Daniel zapisałeś?

Lanois – Ok. Mam to.

Eno – Co jeszcze?

The Edge – Zagram nietypową jak na siebie solówkę. Powiedzmy w stylu... Davida Gilmoura!

Eno – Davida Gilmoura??! Z całym szacunkiem The Edge ale to zupełnie nie twój styl... no i nie masz... eee... takich umiejętności...

The Edge – To się jeszcze okaże! Nie dyskutuj.

Bono – Dokładnie. Ja za to dołożę więcej wokaliz typu „Oooooooo” wiecie takie stadionowe zaśpiewy, takie proste, żeby wszyscy mogli je powtarzać, ludzie to kochają.

Adam (ironicznie) – Może jeszcze coś dla gospodyń domowych, co?

Bono – Adam jesteś dziś prawdziwą kopalnią pomysłów. Daniel notuj – co najmniej dwa banalnie proste ale przebojowe kawałki, takie żeby pohulały na najbardziej komercyjnych listach przebojów.

Eno – Bono ale miało być zaskakująco, nowatorsko, inaczej...

The Edge – Może innym razem Brian.

Bono – Właśnie.



No właśnie - może innym razem U2 się bardziej przyłożą. Mam taką nadzieję, bo ten album im kompletnie nie wyszedł. Ale po kolei. Podobno rozkładanie w recenzjach albumu na części, piosenka po piosence jest passe ale mam to gdzieś...

Album zaczyna się od piosenki tytułowej i choć nie jest to opener, który porywa nie mówiąc już o rzucaniu na glebę to jest całkiem nieźle – średnie tempo, fajnie wszystko brzmi, Bono śpiewa z ogniem i żarliwością + wstawka „oo-oooo-oo-oooo” do komisyjnego śpiewania na koncertach. Może być. Następny „Magnificent” to bez dwóch zdań najlepszy numer na całej płycie. Mimo, że brzmi jak żywcem wycięty z lat 80-tych (może nie z „The Joshua Tree” ale na takim „The Unforgettable Fire” byłby mocnym punktem), to ma w sobie siłę, energię, emocje i to COŚ za co się kocha piosenki U2. Pięknie jest wyprodukowany, czuć w nim przestrzeń, ten numer oddycha, frunie, płynie, nie wiem... Świetna piosenka. Po nim mamy „Moment Of Surrender”. Pewien recenzent dziennika „Dziennik” ma racje – numer rzeczywiście przypomina budową i brzmieniem „The Streets Of Philadelfia” Springsteena. Ale mnie to nawet nie przeszkadza. Klimatyczny i fajnie zaaranżowany numer, w którym Bono ze swoim wokalem wznosi się na tym albumie na absolutne wyżyny. Do jakiejś 4 minuty wszystko idzie pięknie aż wchodzi jakiś rzewny klawisz, lekkie smyki i co najgorsze solówka The Edge’a. Pisząc, że to solo jest skopiowane z Davida Gilmoura to obrażać tego ostatniego – David zagrałby to 30 razy lepiej. The Edge jest gitarzystą charakterystycznym, mający swoje niepowtarzalne brzmienie ale nie jest gitarzystą wielkim i ta prosta, mocno nieudana solówka potwierdza to dobitnie. A te późniejsze kolejne „oooo-ooo-ooo”, nie wiadomo po co rozciągające kawałek aż do 7 minut, rozkładają na łopatki cały, całkiem nieźle rokujący numer. A jeżeli myślicie, że to ostatnie „ooo-ooo-ooo” na płycie, to się grubo mylicie, w następnym i bez dwóch zdań, najgorszym utworze na płycie „Unknow Caller” mam to znowu. Raz się to może i sprawdza ale trzy razy i to prawie z rzędu? I do tego jeszcze te patetyczne klawisze jak z klawikordu i te wybaczcie - z dupy chyba wyjęte nieszczęsne trąby! No kto to wymyślił na Boga?! Jakiś półmózg chyba. Trąby w U2??!! Napisać ,że to prawdziwa masakra to nic nie napisać. A ten koszmarek trwa jeszcze bite 6 minut! Następny „I’ll Go Crazy If I Don’t Go Crazy Tonight” to jeden z dwóch przedstawicieli ładnych, aż do wyrzygania utworów, które sprawdzą się wyśmienicie na playliście radia Eska, a kury domowe podczas przygotowywania pomysłu na makaron z Winiar na pewno podkręcą radio głośniej – mam tu bowiem lukrowany refren, Bono śpiewającego „baby, baby, baby” a nawet wykrzykującego „Hej! Hej! Hej!” niczym za przeproszeniem niejaki Kupicha. Dobija nas również The Edge, który gra solówkę w stylu „przedświąteczna kolęda z supermarketu”. Zęby normalnie bolą jak się tego słucha. „Get On Your Boots”,to jeden z jaśniejszych punktów tej płyty aczkolwiek stylem zupełnie do niej nie pasujący. „Stand Up Comedy” opuścił mi szczękę w okolice kolan  I to może tyle na temat tej piosenki. „Fez-Being Born” to popis Briana Eno i Daniela Lanois, dużo tu się dzieje, zawodowo wyprodukowany numer. Sama piosenka, w lekko hipnotycznym klimacie na tle wcześniejszych baboli ujdzie w tłoku – mimo denerwujących klawiszy! Ale przynajmniej gitara, bas i perka brzmią prawie tak jak powinny. Kolejne „White As Snow” to próba folkowej ballady, niestety zupełnie nie udana, bo kompozycja nijaka i znowu ktoś "mądry" wcisnął tu te nieszczęsne trąby – normalnie załamać się można. Na szczęście dwa ostatnie numery dają radę. W „Breathe” co prawda Bono brzmi trochę jak Jagger ale za to świetnie gra wreszcie The Edge – mamy tu najbardziej rockową gitarę na całej płycie. Pięknie też „chodzą” bębny – Larry może się wyszumieć. Z kolei ostatni wyciszony, „Cedars Of Lebanon” to drugi po „Magnificent” najlepszy kawałek na tym albumie. Melodeklamujący Bono, ładne gitary, fajna marszowa perka i ciekawy klimat. Naprawdę dobry kawałek. Szkoda tylko, że podobnych mu na „No Line On The Horizon” jest niewiele. Dwa bardzo dobre, trzy, góra cztery niezłe. Reszta kompletne niewypały. Jak na U2 – straszna slabizna.


ocena: 5/10

Pillock
[color=green][b]Próżności[/b]...Ty moja ulubiona wado...!![/color]
  


Wiadomości w tym wątku
Recenzje Plyt. - przez pillock - 05-03-2009, 20:58
Odp: Recenzje Plyt. - przez pillock - 06-03-2009, 13:46
Odp: Recenzje Plyt. - przez Marcin - 06-03-2009, 13:58
Odp: Recenzje Plyt. - przez pillock - 08-03-2009, 16:10
Odp: Recenzje Plyt. - przez pillock - 09-05-2009, 00:18
RE: Recenzje Plyt. - przez frozenka - 01-12-2017, 12:18
Odp: Recenzje Plyt. - przez pillock - 14-06-2009, 14:07

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości