nie mogłam się powstrzymać, w imieniu pewnego wojaka umieszczam jego dzieło...
Czasami są takie dni,
gdy patrzę w górę i podziwiam...
niebieskie obłoki, szarą chmurę,
kłęb dymu i ptaki...
Kładę się wtedy na ziemię
zamykam oczy i marzę...
że lecę,
że frunę,
że szybuję...
Przez ułamek sekundy, minutę, przez chwilę...
jestem tam między niebem a piekłem,
między rzeczywistością a marzeniami,
między życiem a śmiercią...
Wtedy wiem, że króluję!
że nad swym losem panuję...
Lecz otwieram oczy i czar pryska
wokół widzę same siedliska...
Znużony podnoszę się z ziemi
ocierając oczy z łez
Z tym, że nie są to łzy żalu
lecz szczęścia,
bo kiedyś i na ptaki nadejdzie kres...
Przyjdzie chwila, że i one będą zmuszone
wylądować tam!
Tam gdzieś...
Gdzie ludzkość kończy swój kres...