21-02-2008, 14:02
Poemat o sikaniu w PKP 
Poranek wczesny,
Jadę pośpiesznym,
Wprost do Warszawy,
Załatwiać sprawy.
Pociąg o czasie,
Ja w drugiej klasie,
Wagon się kiwa,
Piję trzy piwa.
Łódź Niciarniana,
W pęcherzu zmiana,
Pęcherz nie sługa,
A podróż długa.
Ruszam z tej racji,
Do ubikacji,
Kto zna koleje,
Wie, jak się leje.
Wyciągam łapę,
Podnoszę klapę,
Biada mi biada
Klapa opada.
Rzednie mi mina,
Trza klapę trzymać,
Łokieć, kolano,
Trzymam skubaną.
Celuję w szparkę,
Puszczam Niagarkę,
Tryska kaskada,
Klapa opada.
Fatum złowieszcze,
Wszak wciąż szczę jeszcze.
Organizm płynną,
Spełnia powinność,
Najgorsze to, że
Przestać nie może.
Toczę z nim boje,
Jak Priam o Troję,
Chce się powstrzymać,
Ratunku ni ma.
Pociąg się giba,
A piwo spływa,
Lecę na ścianę,
Z mokrym organem.
Lecąc na drugą,
Zraszam ją strugą,
Wagonem szarpie,
Leję do skarpet.
Tańcząc Czardasza,
Nogawki zraszam,
O, straszna męko,
Kozak, flamenco.
Tańczę, cholera,
Wzorem Astair'a,
Miota mną, ciska,
Ja organ ściskam.
Wagon się chwieje,
Na lustro leję,
Skład się zatacza,
Ja sufit zmaczam.
Wszędzie Łabędzie,
Jezioro będzie,
Odtańczam z płaczem,
La Kukaraczę.
Zwrotnica, podskok,
Spryskuje okno,
Nierówne złącza,
Buty nasączam.
Pociąg hamuje,
Drzwi obsikuję,
I pasażera,
co drzwi otwiera.
Plus dawka spora,
Na konduktora,
Resztka mi kapie,
Na skrót PKP.
Wreszcie pomału,
Brnę do przedziału,
Pasażerowie,
Patrzą spod powiek,
Pytania skąpe,
"Gdzie Pan wziął kąpiel?",
Warszawa, Boże!
Nareszcie dworzec!
Chwilo szczęśliwa,
Na peron spływam,
Walizkę trzymam,
Odzież wyżymam.
Ach, urlop błogi,
Od fizjologii,
Ulga bezbrzeżna,
Pociąg odjeżdża.
Rusza maszyna,
Hen w dal po szczy.. po szynach.
;D

Poranek wczesny,
Jadę pośpiesznym,
Wprost do Warszawy,
Załatwiać sprawy.
Pociąg o czasie,
Ja w drugiej klasie,
Wagon się kiwa,
Piję trzy piwa.
Łódź Niciarniana,
W pęcherzu zmiana,
Pęcherz nie sługa,
A podróż długa.
Ruszam z tej racji,
Do ubikacji,
Kto zna koleje,
Wie, jak się leje.
Wyciągam łapę,
Podnoszę klapę,
Biada mi biada
Klapa opada.
Rzednie mi mina,
Trza klapę trzymać,
Łokieć, kolano,
Trzymam skubaną.
Celuję w szparkę,
Puszczam Niagarkę,
Tryska kaskada,
Klapa opada.
Fatum złowieszcze,
Wszak wciąż szczę jeszcze.
Organizm płynną,
Spełnia powinność,
Najgorsze to, że
Przestać nie może.
Toczę z nim boje,
Jak Priam o Troję,
Chce się powstrzymać,
Ratunku ni ma.
Pociąg się giba,
A piwo spływa,
Lecę na ścianę,
Z mokrym organem.
Lecąc na drugą,
Zraszam ją strugą,
Wagonem szarpie,
Leję do skarpet.
Tańcząc Czardasza,
Nogawki zraszam,
O, straszna męko,
Kozak, flamenco.
Tańczę, cholera,
Wzorem Astair'a,
Miota mną, ciska,
Ja organ ściskam.
Wagon się chwieje,
Na lustro leję,
Skład się zatacza,
Ja sufit zmaczam.
Wszędzie Łabędzie,
Jezioro będzie,
Odtańczam z płaczem,
La Kukaraczę.
Zwrotnica, podskok,
Spryskuje okno,
Nierówne złącza,
Buty nasączam.
Pociąg hamuje,
Drzwi obsikuję,
I pasażera,
co drzwi otwiera.
Plus dawka spora,
Na konduktora,
Resztka mi kapie,
Na skrót PKP.
Wreszcie pomału,
Brnę do przedziału,
Pasażerowie,
Patrzą spod powiek,
Pytania skąpe,
"Gdzie Pan wziął kąpiel?",
Warszawa, Boże!
Nareszcie dworzec!
Chwilo szczęśliwa,
Na peron spływam,
Walizkę trzymam,
Odzież wyżymam.
Ach, urlop błogi,
Od fizjologii,
Ulga bezbrzeżna,
Pociąg odjeżdża.
Rusza maszyna,
Hen w dal po szczy.. po szynach.
;D