14-11-2008, 20:45
A ktoz z nas nie rozmysla od czasu do czasu o smierci? Chyba nie ma takiego czlowieka praktycznie.
Sa ludzie zyjacy pelnia zycia, ale i oni wiedza, ze i ta pelnia kiedys sie skonczy. Dlatego staraja sie wyciagnac z zycia jak najwiecej, poki maja je do swej dyspozycji.
Ja moze nie zyje pelnia zycia (chociaz wiem, ze bym mogl), ale mam swiadomosc, ze z kazda chwila jest go coraz mniej. Wiem, ze smierc moze nadejsc nieoczekiwanie, ze moze skonczyc sie w jednej chwili. I mam tylko jedno zyczenie co do wlasnej smierci: niech bedzie szybka i bezbolesna. Bo nie chce byc obciazeniem dla nikogo, nie chce zyc nie mogac zrobic absolutnie nic i bedac zdanym na laske i pomoc innych.
Moj ojciec teraz jest w takim stanie. Jeszcze niecaly rok temu moglem z nim jakos porozmawiac, chociaz i wtedy kontakt byl z nim juz dosc utrudniony. A teraz sam nic nie zrobi, jezdzi na wozku i jest praktycznie jak warzywo.
Moze nie bede rozwodzic sie nad szczegolami, co mu jest konkretnie, ale chcialem poprzez ten wywod napisac do tego, co juz wczesniej napisalas, a wiec o swiadomosci osob bedacych wlasnie w takim stanie.
Niejednokrotnie zastanawialem sie, patrzac na mojego tate, na ile zdaje on sobie sprawe ze stanu, w jakim sie znajduje, co my przez to czujemy i co przechodzimy. Byc moze zawiera sie w tym to wszystko, co napisalas. Byc moze tylko po czesci zdaje sobie sprawe. Szczerze mowiac: nie mam pojecia.
I wlasnie to jest najgorsze: co dalej..........
Sa ludzie zyjacy pelnia zycia, ale i oni wiedza, ze i ta pelnia kiedys sie skonczy. Dlatego staraja sie wyciagnac z zycia jak najwiecej, poki maja je do swej dyspozycji.
Ja moze nie zyje pelnia zycia (chociaz wiem, ze bym mogl), ale mam swiadomosc, ze z kazda chwila jest go coraz mniej. Wiem, ze smierc moze nadejsc nieoczekiwanie, ze moze skonczyc sie w jednej chwili. I mam tylko jedno zyczenie co do wlasnej smierci: niech bedzie szybka i bezbolesna. Bo nie chce byc obciazeniem dla nikogo, nie chce zyc nie mogac zrobic absolutnie nic i bedac zdanym na laske i pomoc innych.
Moj ojciec teraz jest w takim stanie. Jeszcze niecaly rok temu moglem z nim jakos porozmawiac, chociaz i wtedy kontakt byl z nim juz dosc utrudniony. A teraz sam nic nie zrobi, jezdzi na wozku i jest praktycznie jak warzywo.
Moze nie bede rozwodzic sie nad szczegolami, co mu jest konkretnie, ale chcialem poprzez ten wywod napisac do tego, co juz wczesniej napisalas, a wiec o swiadomosci osob bedacych wlasnie w takim stanie.
Niejednokrotnie zastanawialem sie, patrzac na mojego tate, na ile zdaje on sobie sprawe ze stanu, w jakim sie znajduje, co my przez to czujemy i co przechodzimy. Byc moze zawiera sie w tym to wszystko, co napisalas. Byc moze tylko po czesci zdaje sobie sprawe. Szczerze mowiac: nie mam pojecia.
I wlasnie to jest najgorsze: co dalej..........