28-10-2008, 20:50
wiesz.. czesto o tym myslalam... jak to jest... trudno mi sobie wyobrazic, ze nie ma nic.... dlatego wierze, ze jest.. tak mi latwiej.. nie wiem do konca, jak jest... ale chce ufac, ze to nie jest koniec ostateczny...... i jak to jest wiedziec, ze sie umrze, powiedzmy za max miesiac..... ktos powie, wykorzystac go do granic mozliwosci.. a jesli lezysz pod jakas aparatura... nie masz mozliwosci wyjsc nawet do toalety, to jak? sa ludzie, ktorzy umieraja i nie potrafia wyopwiedziec zdania, bo brak im na to sily?... nie ma nawet szansy, by sie slownie pozegnac...i sily by przytulic...... co sie wtedy dzieje w ich glowie? chyba ta swiadomosc, ze nic sie juz nie zrobi jest okropna.... myslisz, mam dzieci, wnuki, meza, zone..... i nie podziele sie z nimi oplatkiem w najblizsza wigilie.. syn potrzebuje wsparcia w tym i w tym, corka oczekuje dziecka, a mnei przy niej nie bedzie, co dalej......